Po "Upiorze w Operze" i
"Nędznikach" w tym sezonie dyrektor Teatru Muzycznego ROMA postawił
na lekkość. Obok "Alladyna JR" dedykowanego najmłodszym, zobaczyć
można premierową "Deszczową piosenkę" - premiera odbyła się 29
września 2012 r.
Kto nie kojarzy "Singin' in the Rain" z
genialnym Gene'm Kellym w roli Dona Lockwood'a? To klasyk zarówno musicalu jak
i filmu muzycznego nakręcony w latach 50. XX w.
Obsada z dn. 16.03.2013r. - g.15:00.
Historia prosta i banalna, osadzona w przełomowym
czasie. Czyli całkiem aktualna - w latach dwudziestych XX w. było to przejście
z kina niemego do dźwiękowego, w wieku XXI chociażby zwykłe książki zastępują
e-booki. Główny bohater Don Lockwood (Dariusz Kordek) to gwiazda kina niemego,
jego filmową partnerką jest Lina Lamont (Malwina Kusior) piękna aktorka
obdarzona okropnym głosem. Po kolejnym kasowym filmie trwają przygotowania do
kolejnej części. Niestety wszystko staje pod znakiem zapytania, kiedy pojawia
się pierwszy film dźwiękowy. W między czasie Don zakochuje się w uroczej Kathy
(Ewa Lachowicz). Przez cały czas wspiera go jego wierny przyjaciel Cosmo (Paweł
Kubat).
Spektakl jest wypełnionym tańcem ( głównie
stepowanie ) i śpiewem, chociaż pojawia się sporo kwestii mówionych, których
zdecydowanie najmniej było w poprzednich produkcjach wystawianych w Romie. Niestety
wypadają trochę drewniano. Jednak jest to musical, który jak wiadomo rządzi się
swoimi prawami. Jest to wersja non-replica - czyli trzymająca się oryginału
własna inscenizacja. Przeważa humor i komizm sytuacyjny - chociażby lekcje
dykcji i wypowiadanie poprawnie polskich powiedzeń typu Chrząszcz brzmi w
trzcinie...
Dariusz Kordek niestety nie porwał, o ile sceny taneczno-wokalne
zachwycają o tyle aktorsko nie przypadł mi do gustu. Zabrakło chociażby chemii
w scenach miłosnych z Ewą Lachowicz. Mówiąc do niej patrzy za nią albo na
publiczność.
Zdecydowanie całe show ukradł Paweł Kubat. To on
skupiał na sobie całą uwagę od momentu pojawienia się na scenie do ostatnich
chwil spektaklu. Aktor bardzo dobrze czuł się w roli przyjeciela-przyzwoitki
głównego bohatera. Można powiedzieć, że odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.
Zdecydowanie czerpał on radość z wygłupiania się na scenie, czuć było lekkość w
jego grze. Widać to było w dopasowaniu gestów do mimiki.
Tym razem na scenie widnieje nieskomplikowana
scenografia, miejscami jest tylko scena, aktorzy i widzowie. I właśnie tym
"Deszczowa Piosenka" zachwyca - tą prostotą. Bohaterowie lawirują
między planem zdjęciowym, a ulicami Hollywood - widzowie razem z nimi. Istotne miejsce
w spektaklu mają czarnobiałe nieme nagrania fragmentów filmowych. To co już nie jest namacalne w czasach współczesnych. Na
uwagę zasługują też efekty dźwiękowe, np. niezadowolenie czy radość
"widzów" w kinie. Jednym słowem "kino od kuchni".
Oczywiście nie zabrakło tańca w deszczu i zabawy z widzami ze "strefy
deszczu" (pierwsze 4 rzędy są narażone na intensywny kontakt z wodą".
Wyjątkowo poza tymi dobrze znanymi utworami
"Dzień dobry" i "Deszczowa piosenka" reszta jakoś nie
szczególnie wpadają do ucha i zostają na dłużej. Pomimo swojego humoru i
rytmiki, np. Mojżesz, czy możesz. Owacje na stojąco należą się Malwinie Kusior,
która wciela się w wokalne beztalencie. Sporo pracy i samokontroli kosztowało
ją śpiewanie nieczysto, chociaż momentami słychać było jej prawdziwą barwę.
Podsumowując "Deszczowa piosenka" to lekki
musical i nie ważne czy pada deszcz, czy świeci słońce warto zajrzeć do ROMY. Spektakl pełen humoru, prostoty i koloru - polecam zwłaszcza tym osobom, które potrzebują naładować baterie.
Najtańsze bilety można zakupić już w cenie 40 złotych.
Śpiewam
kiedy deszcz...
Paula
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz